sobota, 8 stycznia 2011

Wątpliwości dotyczące WOŚP

poniedziałek, 25 stycznia 2010

Wolontariusze kradną... Wielkie Świąteczne Złodziejstwo

Kilka cytatów z różnych forów, także oficjalnych forów WOŚP
(http://www.forum.wosp.org.pl/viewtopic.php?f=12&t=9901)

"Przecież ta cała akcja się opiera właśnie na zaufaniu! Jurek zawsze mówi, że ufa ludziom i tego nie zmieni.. Dlatego właśnie puszki od 15 lat są papierowe, a nie metalowe z jakimiś zamkami, dlatego nie "lustruje" się każdego wolontariusza, tylko zakłada się, że jest dobry i chce pomóc.. I ja go w tym rozumiem..."

Od lat organizacja WOSP wygląda tak samo, w wielu miejscach od lat ci sami wolontariusze, te same komisje przy liczeniu pieniędzy, świetnie znające się grupy z tekturowymi puszkami, z odklejajacymi się plombami...
Zdziwiłbym się gdyby nie kradli...

Co roku nasuwa się pytanie - ile by Fundacja zebrała tak naprawdę kasy, gdyby ani jeden wolontariusz nie wyjął nic z puszki?


Garść komentarzy:

"Miałem możliwość zobaczenia WOŚP od zaplecza w pewnym stutysięcznym mieście. Obłuda, złodziejstwo, imprezy na koszt darczyńców to zwyczajność. Odosobniona? Wątpię. Liczenie kasy? Hm… może gdyby tam postawić policjanta z pałą miałoby to sens. Zawsze znalazł się ktoś kto po cichu włożył 5 dych do kieszeni. Drobniejszych się nie opłacało, bo klepaki zajmują za mało miejsca. Plombowane puszki? Oczywiście. Tylko zawsze znalazł się ktoś kto tłumaczył, że papierowa puszka się rozerwała, bo ktoś za mocno wsadzał pieniądze, inny się wywrócił, jeszcze innemu pieniądze się już nie mieściły. Wytłumaczenie zawsze się znalazło, przecież całość opiera się tylko na wierze i zaufaniu. Kwestowanie? Owszem. Ale n pewno nikt z was nie wie, że przymykano oko i niektórym za kwestowanie dawano 10% utargu, by zachęcić do większych „zbiorów” i odciągnąć od kradzieży większej części profitów. Identyfikatory? Tak były, ale wielu ludzi poszło kwestować bez, bo nie przyszły na czas, a wśród kwestarzy znaleźli się też i tacy, którzy zgarniali kasę do własnej kieszeni. W biurze organizatora bałagan i brak organizacji. Na wierzchu lukier w środku gówno ze słomą. Odosobniony przypadek? Wątpię. Myślicie, że urzędy państwowe udostępniały swój sprzęt zupełnie za darmo? Nie, bo nie pozwalały na to przepisy."
http://nicalbonic.blox.pl/2006/12/XV-FINAL-WOSP-czyli-Wiesniackie-Oszukiwanie.html

"wolontariusze dzielą się na dwie równe grupy - harcerze i ziomki z osiedla. Pamiętam, z czasów L.O. pełno koleżków z osiedla biegało z puszkami. Chodziły głosy, że spokojnie można było zabrac 80% puszki. Kase wyjmowali linijkami, pęsetami.
Nigdy nie daje kasy "podejrzanym" wolontariuszom. "wolontariuszom" :] . Zawsze wpłacam siano dzieciom, najlepiej w mundurku harcerza ;)"

Lata temu kwestowałem, pucha była tak dziurawa że się z niej sypało samoistnie (dopiero rok później pojawiły się "puszeczki" o kształcie, jaki jest do teraz). Niby łatwy szmal, nikt nie widzi, ale to okazja czyni złodziejem, a ja na winko mogłem sobie jeszcze pozwolić z własnego kieszonkowego.

Pracowałem w sztabie wydając puszki i gołym okiem można było zauważyć kto grzebie paluchem w puszcze.Trafił się też przypadek kiedy to jeden z bardziej ambitnych "wolontariuszy" pozaklejał miejsce pourywanych banderol serduszkami.
W małych miejscowościach bardzo łatwo rozpoznać kto jest takim pseudo wolontariuszem, bo nie uwierzę, że osoba która jest typowym chuliganem gdy pojawia się WOŚP nagle przejmuje się losem chorych dzieci

Zbyt łatwo można zostać wolontariuszem WOŚP. Policja też powinna zaangażować się w akcję

Pamiętam jak u mnie na osiedlu na finał zapisywały się te wszystkie typki i potem się chwalili głośno kto ile wybrał. A w tą niedziele brat był w TESCO i przed nim chłopcy kupowali (już po 20) chipsy, chusteczki itd. A potem się spytali ekspedientki, czy im pieniądze rozmieni na banknot 50zł ... I jej dali taką kase po 2, 5 zł itd. :/

Problem istnieje, i to już od lat. wierzcie mi, niejedną pensetę i linijkę wyciągałem z puszki. I trzeba z takim mentalnym badziewiem walczyć za wszelką cenę. Jeśli macie podejrzenie, od razu na policję i niech tam się typek broni.
Druga stroną medalu jest też podejście sztabu do tematu. W wielu sztabach po prostu leje się na ten problem. Puszki są niezabezpieczone, nikt nie sprawdza w jakim one stanie wraca, kto jest wolontariuszem.

Jako młodociana osoba mam znajomych którzy się w to bawią i KAŻDY ( a jeśli nie to tylko wyjątki... ) kradnie z tych puszek...
300-400zł można wyciągnąć bez podejrzeń.
"Kradną nawet Ci którzy uczą by nie kraść" Nie ma się co oszukiwać

ktos napisal ze mozna z puszki wyjac 300-400 zl
Mieszkam na Warszawskim Ursynowie
spora czesc moich zajomych od kilku lat chodzi na WOSP w celu okradania puszek najnizsze łupy to 600 zł po 3-4 godzinach stania
rekordzisci osiagaja
oczywiscie w puszce zawszze trzeba zostawic jescze ze 200-400 zl
Osobiscie nigdy tego nie pochwalalem nie bralem w tym udzialu(chyba mialbym potworne wyrzuty), co roku daje na wosp ale nigdy mlodym ludziom. To bardzo smutne ze dzieje sie tak a nie inaczej

Niestety to żadna nowośc...Zawsze znajda się takie gnojki...Pamiętam jak parę lat temu zbierał młodszy brat mojej koleżanki-ta jak zobaczyła,że gówniarz coś wyciągał w bramie strzeliła go tylko w pysk,kazała wrzucic mu do puchy wszystkie pieniądze jakie miał przy sobie i osobiście odprowadziłyśmy go do sztabu.Ale wszystkich przecierz sie nie upilnuje.Przykro mi,że ludzie wprowdzają w czyn takie pomysły...

"wydaje mi sie ze u nas w okregu nikt nie kradl, staramy sie dobierac uczciwych ludzi ktorzy jeszcze jak moga to sami wrzuca :D. Sam licze pieniadze z 60 puszek w tym roku i bylo multum okazji aby wziac pieniadze ale jakos tak glupio...
PS. pozdrawiam Tyczyn :D zebralismy 20tys zl :D zawsze cos :D "

dlatego, nie można dawać młodym, sam jak byłem w liceum widziałem co się działo po WOŚPie
- nowe komórki
- codziennie frytki
- w kieszenie 20 monet 5 złotowych itp rzezy

z tego co pamiętam, to mógłbym policzyć spokojnie z 5 osób, które znałem i wyciągały z puszek kase i to nie drobne jakieś tylko trzy cyfrowe sumy nawet, więc w skali kraju liczba "przedsiębiorczych" jest pewnie całkiem duża.

Co prawda taka "puszeczka" ciąży w rękach niemal jak pierścień Saurona w objęciach śmiertelnika. Mimo wszystko, nie poddałem się. Pamiętam, że jak zbierałem... rok, może dwa lata temu. "Puszki" były tak kiepsko zrobione, że te takie naklejki, co to niby miały świadczyć o nienaruszalności pieniążków - same się odklejały.

moje miasto Lukow zbiera poza Lublinem NAJWIECEJ na lubelszczyznie a lukowski szpital praktycznie nie dostaje nic!Przez 17 lat dla lukowskiego szpitala wplynal sprzet wartsci tylko 245 tys!!!!!Wtym roku zebrano w powiecie lukmowskim powyzej 105 tys a lacznie zebrano powyzej Miliona(przez 17 lat)Jak widac inni PODBIERAJA te pieniadze min.Biala Podl.dostala sprzet za 1 450 tys(poltora miliona) i inne miasta ktore tez malo zbieraja.Trzeba robic wszystko zeby nie dac sie robic w "bambuko"!!!!

przypadek jednego ze sztabow warszawskich z lat poprzednich (2005 chyba, ale nie jestem pewien), gdzie niemal oficjalnie istnial taki uklad, ze polowa zawartosci puszki byla dla wolontariusza. pozwole sobie nie skomentowac

Słyszałam, że takie rzeczy się zdarzają, ale nigdy nie miałam okazji nikogo złapać na gorącym uczynku

"przecież miało iść na chore dzieci ? są dzieci? są!, są chore? są! wszystko w jak najlepszym pożądku"

". Sama kilka razy byłam wolontariuszką. Jedyne co mnie zraziło to to, że wolontariusze walczyli o ludzi jak sępy. Pamiętam że zbierałam pieniądze pod kościołem a obok mnie stało kilku innych wolontariuszy. Samochody jeszcze nie zdążyły zaparkować, a wokół już stało kilka sępów czekających na datki. A to chyba nie tak powinno wyglądać."

"w ten dzien finalowy normlanie wyjsc na miasto, bo zaraz zaatakuje cie stado harpii i zeby sie odczepili musisz chodzic z tym idiotycznym serduszkiem naklejonym (najlepiej na czole)
co do orkiestry od kulis tez slyszalam ze niezle kasa sie tam przewala
moja firma startowala pare lat temu do kontraktu, zeby robic gadzety dla orkiestry i wiem jaka kase za to placa coz, dla mnie to tez pokaz obludy, ale taki to dziwny kraj"

"Dawanie na szczytny cel nie wymaga biczowania, a zrozumienia. Powinno się działać cały czas a nie na zasadzie działania tłumu. A więc jestem przeciwnikiem takich "tłumnych" akcji ichyba to nie jest grzech wymagający biczowania.
I tu jest właśnie problem, że ja nie wychodzę z założenia, że lepszy Rydz niż Nic. Wolę nic niż wymuszone Rydze.
raz w roku na coś społecznie uzytecznego może dać każdy przy rozliczeniu z podadtku. Nie jest wytłumaczeniem dla mnie ani moralność, ani lenistwo, ani niż intelektualny domniemanych darczyńców.
"

kidy chodzilem jeszcze do szkoly jeden z kolegow sie chwalil ze wyciagnala raz 500zl,a ludzie daja w dobrej wierze,kiedy poszedlem do pracy nasluchalem sie jak to jakis tam MArian kupil sobie opony zimowe do auta nowe za kase z WOSP-szkoda gadac...gdyby ci ludzie byli dobrymi ludzmi,nie wspomagali by siebie ta kasa WOSP zbierala by o wiele wiecej

"nie tylko wyciągają pieniądze na zapleczu, sami wolontariusze używają do tego pęsety zeby wyciagać papierki"

zjawisko sk#!%ysyńsko powszechne, wszyscy moi znajomi którzy zbierali kasę na WOŚP podkradali sobie skromnie od 200 do nawet 700zł...

U nas w Białymstoku też zdarzyły się przupadki uszkodzonych puszek. Na szczęście numer każdej puszki spokojnie doprowadził do nieuczciwych osób, kótre prawdopodobnie poniosły konsekwencję. Ale w Tykocinie, z tego co łsyszałem, to co druga puszka była uszkodzona, z tym, że tam akurat nikt na to nie zwracał uwagi. Jak to usłyszałem, to zwątpliłem....

Żródła komentarzy:
http://www.facebook.com/group.php?gid=238778766715 (WARTO POCZYTAĆ!)

http://www.forum.wosp.org.pl/viewtopic.php?f=12&t=99
http://nicalbonic.blox.pl/2006/12/XV-FINAL-WOSP-czyli-Wiesniackie-Oszukiwanie.html
http://www.wykop.pl/link/132332/wolontariusze-zbieraja-na-pic
http://www.gazeta.ie/forum/index.php?showtopic=52189
http://www.forum.wosp.org.pl/viewtopic.php?f=12&t=9901

niedziela, 17 stycznia 2010

Kolejny atak na Jurka Owsiaka?

Pewnie myślisz - Kolejny blog, kolejne brzydkie rzeczy o Owsiaku, czy zastanawiasz się dlaczego?

WOŚP to było dla mnie coś wspaniałego! Podniecenie, pozytywna energia wolontariuszy i wszystkich którzy uczestniczą w tej imprezie czując, że robią coś dobrego. Sam to czułem i czułem się źle widząc lawiny złych słów pod adresem oriestry. Zangażowałem się nieco bardziej, przekonałem się, że sporo krytyki jest niestety uzasadniona. Doszło do tego, że dzisiaj trudno znależć pozytywne aspekty w tym co się dzieje, czuję się oszukany, widzę, że nawet ta pozytywna energia jest na próżno. Efekt całej akcji jest w szerszej perspektywie negatywny.

Dlaczego o tym piszę? Kiedyś z wielkim zapałem uczestniczyłem w tym, na począteku tylko kilka rzeczy nie spodobało mi się, próbowałem coś zmienić, nie udałosię. W końcu opisałem to. Odezwali się do mnie rozczarowani ludzie. Stopniowo pojawiało się coraz więcej negatywnych głosów, starałem się to weryfikować. Zebrałem je iw końcu zdecydowałem się to opublikować.

Chce zmienić świat na lepsze. Mam nadzieję, że informacje jakie publikuje dadzą ludziom do myślenia, ktoś może w końcu wyjaśni te kwestie. WOŚP wymaga zmian, przeorganizowania. Stan obecny oceniam jako wielkie oszustwo na każdym etapie. Marnuje się zapał młodych ludzi, marnuje się ogromne pieniądze z naszych podatków, nakręca się bezsensowną i bardzo drogą imprezę na której najbardziej korzystają nie ci co powinni - czyli dzieci wymagające pomocy medycznej.
Kwestie do jakich się odnoszę porusza dosć dobry tekst z http://brixen.salon24.pl/149172,dzien-po

"Dzień po - to straszna rzecz - myślał pan Sitko niosąc powoli swoją głowę przez osiedle
Głowa co prawda tkwiła na szyi, ale tak się chwiała, jakby lada moment miała spaść. Na dodatek każdy dźwięk odbijał się w niej potwornym echem. Powoli zygzakował przez padający śnieg aż dotarł do celu.
Celem był mały sklepik spożywczo-monopolowy. Pan Sitko doszedł do drzwi, nacisnął lodowatą klamkę i z trudem wbił się do środka. Okazało się, że wewnątrz sklepiku jest już kilka osób. Pan Sitko jęknął rozdzierająco i spróbował ustawić się na początku kolejki, argumentując, że jest w ogromnej potrzebie, bo wczoraj zabalował i dzisiaj ma dzień po.
- Oczywiście, że dzisiaj jest dzień po - odparli kolejkowicze z zadowoleniem, nakazali panu Sitko ustawić się jednak na końcu i wskazali mu stojak z gazetami. W każdej z nich pierwszą stronę zajmowało podsumowanie wczorajszej Największej Kwesty. Pan Sitko pobieżnie przeleciał wzrokiem tytuły (za bardzo kręciło mu się w głowie aby czytać), a potem spojrzał na kolejkę i stwierdził, że ta nie przesunęła się do przodu.
- Nie przesunęła się, bo sprzedawcy nie ma - powiedziała jedna pani. - Eeeej, panie! Jest pan tam, czy nie?! Klienci czekają!
- Już jestem - powiedział ponuro sklepikarz i wyszedł z zaplecza. Za nim wysunął się jakiś facet ze skrzynką.
- Proszę chwilę zaczekać - i pan sklepikarz wyjął jakąś kartkę i zaczął się naradzać z facetem, który trzymał skrzynkę. Kolejka w tym czasie rozmawiała o wczorajszej Wielkiej Kweście.
- Jak ktoś w ogóle może ich krytykować? Przecież to wszystko dla chorych dzieci.
- I cała Polska w tym uczestniczy.
- I co roku wymyślą coś, co przebije poprzednią imprezę!
- O, tak! Jak roku temu zmienili w Warszawie ruch na lewostronny, na jeden dzień to było coś! Myślałam, że tego nie przeskoczą.
- A w tym roku wypompowali wodę z Zatoki Puckiej!
- Musieli, a gdzie zmieściłyby się fajerwerki z całego kraju? Ale za to Zenitową Lampkę było widać z kosmosu!
- Ciekawe co wymyślą w przyszłym roku!
- A mój synek miał na sobie szesnaście emblematów!
- A moja wnusia osiemnaście!
W pewnym momencie sklepikarz przerwał naradę, podszedł do lady, a facet zaczął ładować towar z półek do skrzynki.
- Słucham - powiedział sklepikarz do starszego, eleganckiego pana.
- Gdzie ma pan emblemacik? - strzelił pytaniem starszy, elegancki pan. Zaskoczony sklepikarz obejrzał się do tyłu na półki z towarem.
- Nie! Nie o to mi chodzi! - i starszy, elegancki pan dźgnął pana sprzedawcę palcem wskazującym w kufajkę. - Gdzie ma pan na sobie emblemat?! Przecież wczoraj była Największa Kwesta! My wszyscy mamy! A pan?
- A ja nie mam - odparł sklepikarz. - Co podać?
- "Wiodący Tytuł Prasowy" i paprykę w occie. Ale czemu nie ma pan emblematu? - drążył starszy, elegancki pan.
- Trzy pięćdziesiąt. I gówno to pana obchodzi gdzie ja mam emblemat - warknął sklepikarz.
- Noż co za ordynarne odzywki - skrzywił się z niesmakiem starszy, elegancki pan. - Fuj. Ani chybi elektorat pewnej partii.
- Co podać - sklepikarz go zignorował i zapytał panią, która była następna w kolejce.
- "Wiodący Tytuł Prasowy" i chlebek... A dał pan wczoraj na Największą Kwestę?
- Nie dałem.
Kolejka zamarła ze zgrozy.
- Jak to pan nie dał?!!!
- Proszę o ciszę... - odezwał się złamanym pan Sitko ale jego głos utonął w gwarze.
- Jak to pan nie dał?!!! Jak pan mógł?!!!
- A muszę? - odciął się sklepikarz. - Może nie chcę dawać na pompowanie zatok i fajerwerki?
- No wie pan?! - oburzyła się jedna pani. - Przecież za to nikt nie płacił! To było za darmo!
- Za darmo... - prychnął sklepikarz. - Co podać?
Ale nikt nie chciał, żeby cokolwiek podać, tylko chcieli dyskutować o Kweście. Na szczęście sklepikarz ujrzał na końcu ogonka pana Sitko, kiwnął do niego, pan Sitko przebił się do lady, podał zmięty banknot, poprosił o to co zwykle i już po chwili ściskał w dłoniach ćwiartkę wódki. Sklepikarz skasował resztę i znów naradzał się z facetem pakującym towar do skrzynki.
- Mówimy do pana! - denerwowała się druga pani. - A pan woli liczyć te swoje słoiki! Sklepikarska dusza!
- Co podać? - zapytał sklepikarz nadal zachowując spokój.
- Nic! Powiedz pan lepiej, jak można odmawiać pomocy chorym dzieciom! - zagrzmiali kolejkowicze.
- Pan jest potworem bez serca!
- Jak tak można! Wreszcie Polacy robią coś razem, to się znajdą tacy, co na złość muszą popsuć, zniszczyć, rozbić!
- A to takie święto! Całe rodziny!
- Przez pana dzieciom z puszkami jest smutno!
- I to wszystko dla chorych dzieci!
- Wszystko? - spytał z ironią sklepikarz. - Fajerwerki i pompowanie zatoki też?
- Dajcie mu spokój - powiedział w końcu starszy, elegancki pan. - Przecież to widać gołym okiem. On tylko wykonuje rozkazy. Nie dać, nie dać... Na złość... Niech te dzieci umrą - puknął palcem w gazetę z fotografiami chorych dzieci. - Niech pan wie, że jeśli te dzieci umrą, to przez takich jak pan!
Trzasnął drzwiami i wyszedł. Po nim reszta kolejki opuściła sklep.
- No a pan? - zmęczonym głosem zapytał sklepikarz pana Sitko. - Pan też chce mi coś powiedzieć? Obrazić mnie? Zwyzywać? Nawtykać? Śmiało!
- Skądże znowu - pan Sitko spojrzał na kurczowo ściskaną w dłoniach flaszkę. - Dobroczyńco...
- Co pan wiesz o dobroczynności - sklepikarz odwrócił się plecami do pana Sitko. Włożył facetowi jeszcze coś do skrzynki i otworzył przed nim drzwi na zaplecze. Facet dźwignął skrzynkę i wyszedł.
Na plecach miał wielki napis: "ZBIERAMY ŻYWNOŚĆ DLA BEZDOMNYCH".



Obserwatorzy